Posty

Zakładanie pieca gazowego

W dzisiejszych czasach lepiej nie zadawać "Weselnego" pytania: "co tam panie, w polityce?". To powoduje tylko konflikty w rodzinach i wśród przyjaciół. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek wcześniej tak było. Serio, moje ostatnie doświadczenia są takie, że lepiej od razu zmieniać temat, a jak ktoś nachalnie próbuje go ciągnąć, to ignorować. Zanotuję tu tylko, że Orlen, na zlecenie rządzących, wykupuje prasę. Mnie nie wykupił... Pewnie dlatego, że nie jestem prasą, więc nadal mogę pisać co chcę i zamierzam korzystać z tego przywileju i wolności wyrażania własnych opinii.  Napiszę więc Wam (i sobie) tym razem, że ruszyłam się. Nie tak jak myślałam, że się ruszę, ale aktywności miałam ostatnio pod dostatkiem. A to za sprawą rodziców, którzy korzystając z dofinansowania w ramach programu Czyste Powietrze, założyli w końcu piec gazowy. Biorąc pod uwagę zakres prac była to właściwie organizacja i instalacja całej kotłowni, wraz z jej remontem, a nie tylko niewinna wymiana piec

Ruszyć się

Znowu ugrzęzłam w domu. Zostałam molem książkowo - serialowym. Kiedyś unikałam seriali właśnie po to, żeby się nie wciągnąć. Dziś, kiedy lepiej nie wychodzić z domu, zwłaszcza że w tym roku także pogoda nie sprzyja, nadganiam zaległości. Wiem, że co za dużo to niezdrowo, ale jakoś nie potrafię się opanować... To wciąga. Może w końcu mi się "przeje" i odrzuci mnie sprzed telewizora na kilka lat? Moja kondycja jest w opłakanym stanie. Cóż zrobić. Taki mamy klimat. Nie potrafię się od dłuższego czasu zmusić do ćwiczeń. Pamiętam, że kiedy potrafiłam, lepiej się czułam, ale nawet to nie jest na tyle motywujące, żebym się ruszyła. Ech, koronawirus i zalecenia... Kiedy już w końcu uda mi się wyskoczyć w plener na dłuższą wędrówkę, mam do siebie pretensje o spadek formy, ale kiedy wrócę, nie mam siły o nią dbać. To będzie długi powrót do normalności. Już sama nie wiem co by mi poprawiło humor i zmusiło do aktywności... Waham się czy nie wziąć pieska ze schroniska... Takiego co to mus

Świnoujście nie tylko na wakacje

Obraz
Jeszcze półtorej tygodnia lata... Niby niedawno był urlop, a już mam wrażenie, jakby to było miesiące temu. W zasadzie kiedy myślę o wyjeździe jako o miejscu, wydaje mi się jakby to było całkiem niedawno. Pamiętam dokładnie szczegóły wyjazdu: miejsca, drogę, detale, wrażenia. Ale w kontekście odpoczynku, moje odczucia są inne... Czuję jesień i zmęczenie. W każdym miesiącu powinien być długi weekend, w którym człowiek mógłby gdzieś wyjechać naładować wewnętrzny akumulator.  A ponieważ nadal mamy dość ładną pogodę (w zasadzie ładniejszą niż w lipcu), jeśli ktoś ma jeszcze ochotę i możliwości pojechać nad morze, to polecam Wam Świnoujście. Dlaczego? Bo to naprawdę ładne miasto. No i z definicji miasta wynika, że znajdziecie tam sporą bazę noclegową i gastronomiczną nie tylko w czasie wakacji.  Niewątpliwymi plusami Świnoujścia jest: piękna, czysta, szeroka plaża. Plażą dojdziecie do jednej z wizytówek miasta - Stawa Młynów, czyli takiego znaku nawigacyjnego w kształcie młyna na końcu falo

Książki i filmy

W ostatnim czasie wciągnęłam się w czytanie książek i oglądanie dramatów... Serio. Wiem, że pogoda sprzyja łażeniu po dworze, albo wylegiwaniu się na łączce, a może nawet jakimś wyjazdom, ale jakoś nie mogę oderwać się od książek, a jak już się oderwę, to siadam przed telewizorem i nadrabiam dramaty, na które w ciągu ostatnich lat nie miałam czasu. Albo ochoty. Oczywiście książki czasem czytam na dworze, albo na polu - jak kto woli ;)  Od czasu do czasu oglądam lub czytam coś innego, jak choćby wczorajszą debatę prezydencką. Rzadko kiedy oglądam TVP, zwykle czytam tylko w necie ich krytykę. Tym razem obejrzałam i szczęka mi opadła. Jak w kraju, który chlubi się wolnością mogło dojść do takiej jakości telewizji publicznej? Czy wkroczyliśmy już na taki zjazd sinusoidy jak kraje arabskie i bierzemy propagandowy przykład z nich? Gdybym nie widziała, to bym uznała, że ktoś koloryzuje. Żenada. Pytania - poziom marnej podstawówki.  Już wolę przeczekać ten zły czas i wrócić do swoich

Jak nie wirus to susza

Wirus sieje postrach na świecie ze względów zdrowotnych i ekonomicznych. Powoli zmienia się sposób myślenia i ludzie zaczynają bardziej bać się utraty dochodów, niż utraty zdrowia czy życia. Wielu jest sfrustrowanych ograniczeniami. Na szczęście od poniedziałku można uprawiać sporty. Widać, że ludzie tego potrzebowali, bo wszelkie trasy rowerowe i ścieżki spacerowe, zwłaszcza te w pobliżu miejscowości, zaroiły się od rodzin.  Ogromnym problemem staje się też susza. Powodzie z przełomu tysiącleci spowodowały, że koryta wielu rzek zabudowano. To powoduje, że woda z nich szybciej trafia do morza, nie rozlewa się na pola, które szybciej wysychają. Poza tym rządzący dają zielone światło kopalniom odkrywkowym, które osuszają ogromny teren wokół nich. Nie bez znaczenia jest także grabieżcza wycinka drzew. Na wykarczowanych terenach rośnie tylko sucha trawa. Nie ma co trzymać wilgoci. Tereny się wyjaławiają, wysychają, wystarczy mała iskra i wszystko staje w ogniu. A przy obecnej suszy, ż

Mój skurczony świat

Dobrze, że już się wyleczyłam i nabrałam trochę odporności... Oczywiście nie zmienia to faktu, że mam nadzieję, że nie złapię koronawirusa. Nie chciałabym go przechodzić nawet lekko, nie ze względu na siebie tylko na zarażanie innych.  Chorując późną jesienią i zimą, wkręciłam się w czytanie, co teraz bardzo ułatwia mi przeżycie narodowej kwarantanny. Łykam książki jak kaczka. Posprzątam po obiedzie, zrobię wielki kubek herbaty i rozsiadam się na kanapie z książką. Jedyny odczuwalny dla mnie na razie minus kwarantanny to podjadanie, przed którym nie potrafię się powstrzymać, a teraz nie ma gdzie spalić dodatkowych kalorii, które - czuję - zaczynają mnie oblegać. No ale trudno. Zakładam, że większość ludzi tak ma, więc będziemy się gromadnie rozrastać ;)  A jak się zrobi ciepło? No cóż... Będę się opalać na tarasie :)  Jakoś to będzie. Byle przeżyć w zdrowiu. Na razie mój skurczony świat nie wygląda najgorzej.

Końcówka roku chorobowa

Od początku listopada co chwilę czepia mnie się jakieś choróbsko. A może po prostu nie mogę się doleczyć i wraca, albo drastycznie spadła mi odporność. Już nawet posunęłam się do tego, żeby kilka dni przeleżeć w łóżku, czego zwykle nie robię, bo czuję się wtedy bardziej chora. Tym razem zrobiłam wyjątek dla "lepszego wygrzania się", jak mówi mama. No więc nadal jestem na sinusoidzie, tym razem w górnej części, bo mi lepiej. Odpukać w niemalowane.  Pozytywnym efektem chorowania jest czytanie, w każdym dniu, w którym nie miałam światłowstrętu i łzawiących oczu. Skurczył mi się więc zasób książek nieprzeczytanych, a jednocześnie przyzwyczaiłam się do czytania i oby mi tak już zostało. Grunt to dobre nawyki.  Mam nadzieję, że zima będzie mroźna i nie sprzyjająca choróbskom. Pora już się uodpornić, a nie zachowywać jak początkujący przedszkolak, bo narty czekają :)  Tym bardziej, że nie sprawdza się powiedzenie, że choroba wciąga kilogramy. Wręcz przeciwnie, w połącze