Końcówka roku chorobowa

Od początku listopada co chwilę czepia mnie się jakieś choróbsko. A może po prostu nie mogę się doleczyć i wraca, albo drastycznie spadła mi odporność. Już nawet posunęłam się do tego, żeby kilka dni przeleżeć w łóżku, czego zwykle nie robię, bo czuję się wtedy bardziej chora. Tym razem zrobiłam wyjątek dla "lepszego wygrzania się", jak mówi mama. No więc nadal jestem na sinusoidzie, tym razem w górnej części, bo mi lepiej. Odpukać w niemalowane. 

Pozytywnym efektem chorowania jest czytanie, w każdym dniu, w którym nie miałam światłowstrętu i łzawiących oczu. Skurczył mi się więc zasób książek nieprzeczytanych, a jednocześnie przyzwyczaiłam się do czytania i oby mi tak już zostało. Grunt to dobre nawyki. 

Mam nadzieję, że zima będzie mroźna i nie sprzyjająca choróbskom. Pora już się uodpornić, a nie zachowywać jak początkujący przedszkolak, bo narty czekają :) 

Tym bardziej, że nie sprawdza się powiedzenie, że choroba wciąga kilogramy. Wręcz przeciwnie, w połączeniu z siedzeniem w domu (a tak to zwykle bywa), sprzyja tyciu, co i mi się przytrafiło, więc czym szybciej wrócę do większej aktywności, tym lepiej.

A korzystając z tego, że to nadal początek roku, życzę Wam dużo zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia, a poza tym szczęścia, uśmiechu i odnalezienia w sobie pasji czytelniczej :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Branie na litość

Pomiędzy wolnymi

Dni świąteczne