Posty

Dni świąteczne

Powszechnie wiadomo kiedy są najważniejsze święta, ale ostatnio przeglądając kalendarz z automatu zamontowany w mojej poczcie, ze zdziwieniem odkryłam że 1/3 – 3/4 dni w każdym miesiącu to święta lub dni czy międzynarodowe dni czegoś tam!! Przy czym nazwy tych „świąt” często przywołują uśmiech na twarzy i wolę myśleć, że taki cel przyświecał autorom ich wprowadzenia, a nie że na poważnie chcieli taki dzień ustanowić. Żeby nie pozostać gołosłowną poniżej lista wybranych „świąt”: 1. 13.01 - Dzień Sprzątania Biurka (mam nadzieję, że pomysłodawcy nie traktują tego w ten sposób, że jest to jedyny tego rodzaju dzień w roku), 2. 09.02 - Międzynarodowy Dzień Pizzy 3. 12.02 - Dzień Darwina 4. 17.02 - Światowy Dzień Kota, Dzień Psa jest 01.07, inne zwierzęta potraktowano łącznie 5. 05.03 - Dzień Teściowej 6. 06.03 - Dzień Dentysty (niektóre inne zawody też mają swoje dni) 7. 10.03 - Międzynarodowy Dzień Mężczyzn, Dzień Spódnicy (dobrze, że nie mężczyzn w spódnicach); swoją drogą mamy Dzień Chłop

Takie tam

Po wrześniowych chronicznych opadach, nastał słoneczny październik. Co prawda temperatura przy opadach była bardziej przyzwoita niż teraz, ale nie ma na to narzekać. Przynajmniej wstawać się chce i nie jest tak depresyjnie. W końcu większą część dnia spędzamy w pomieszczeniach więc nie odczuwamy tego czy jest +1, +10 czy +20 stopni, a słońce po prostu widać :) Wczoraj znalazłam też sposób na spokojne chodzenie po galerii, choć nie czułam się zbyt komfortowo, ale to może kwestia przyzwyczajenia ;) Otóż, zwykle chodzę tam po pracy, więc w stroju biurowym - nazwijmy to. Wczoraj miałam wolne. Od rana zbierałam się żeby umyć głowę, bo włosy wyglądały już nie rześko ale byłam tak rozleniwiona, że - kiedy o 15stej okazało się, że muszę pilnie pojechać do rodziców - jedyne co byłam w stanie zrobić to "kitkę". Nie znoszę tak wychodzić. Makijaż również pominęłam. Wrzuciłam na siebie bluzę, jeansy i adidasy, bo nie było sensu ubierać bardziej wyszukanej garderoby i wybiegłam z domu. Wi

***

Uśmiałam się właśnie usłyszawszy w radio wiadomość, że jakiś tam ekspert zamieścił na swoim blogu spostrzeżenie, że w posłaniu 6-latków do szkoły celem jest szybsze wypchnięcie ich na rynek pracy. Też mi odkrycie. Jak widać po moim wcześniejszym poście też tak uważam :) I zapewne nie dokonałam żadnego wiekopomnego odkrycia, bo nie trzeba być specjalistą, żeby o tym wiedzieć. I tylko dzieci żal... A tymczasem pogoda znów się popsuła. Oby tylko natura po odebraniu wiosny nie chciała jeszcze zabrać nam jesieni, z piękną słoneczną pogodą, spadającym liśćmi, szeleszczącymi pod nogami, grzybami i najlepszymi świeżymi owocami i warzywami.

6-latki do szkoły

Dziś serwuje się nam papkę jak to fajnie posłać 6-latka do szkoły, jak to się dzieci cieszą, świetnie rozwijają, itd. Programy informacyjne w dechę, PRL się przypomina. Rozumiem, że cele tej "reformy" są trzy: 1. ograniczyć problem niemożności posłania dziecka do przedszkola (bo przedszkola pełne), 2. wysłać do pracy matki, które wolą zostać z dzieckiem w domu dopóki nie pójdzie do szkoły, 3. szybciej wysłać dziecko do pracy, żeby zaczęło płacić podatki i składki na nasz wspaniały wszystko-przeżerający ZUS. No nie wiem, może niektóre dzieci są tak żądne wiedzy i spokojne, że potrafią przebrnąć przez pierwszą klasę w wieku 6 lat i nie zniechęcić się do szkoły. Moje dziecko do takich spokojniaków nie należy i nawet w wieku 7 lat miało problemy ze skupieniem uwagi. Pierwsze dwa lata to była dla niego droga przez mękę. I idę o zakład, że dla wielu dzieci. A gdyby miał chodzić rok wcześniej... Masakra. Moim zdaniem, bilansując tę reformę za kilka lat, okaże się to wielką pomyłką,

Jak ten czas leci...

Dziś z przerażeniem stwierdziłam, że "uciekł" mi gdzieś prawie miesiąc, bo okazało się, że tyle czasu już nic nie pisałam. Ale cóż, najpierw było zamieszanie z końcem roku szkolnego, później z początkiem wakacji i "lokowaniem" dzieciaków nie tylko osobistych, ale generalnie rodzinnych :) Później trzeba było zrobić porządek z podręcznikami, który nadal trwa. Bo niestety ja jestem "starej daty". Wychowano mnie w kulcie książek i absolutnym zakazie ich niszczenia. O wyrzucaniu w ogóle nie wspomnę. Zawsze miałam podręczniki używane, zawsze o nie dbałam i później dalej sprzedawałam. A tu wprowadzono "reformę" oświaty i jak to z reformami u nas bywa, wyszła kicha, bo np. moje osobiste dziecko "leci" nową podstawą programową i wszystkie książki musi mieć nowe (i nieważne, że części na rynku jeszcze nie ma, zmienią okładkę, kolejność ćwiczeń, jedno zadanie usuną, jedno dodadzą i otrzymamy finalny produkt - podręcznik do nowej podstawy programow

Dżemy i ogórki własnej roboty

W tym roku mam ambitny plan zrobić swoje dżemiki i ogórki, no może jeszcze grzybki. W tym celu od dłuższego czasu gromadzę słoiki, ku rozpaczy mojej drugiej połówki, której niezbyt podobają się szafki wypchane pustymi słoikami. Ale trudno, piwnicy nie mamy, a mi się nie uśmiecha dźwigać co chwilę naszych ulubionych dżemów truskawkowych i ogórków. A zatem mam zamiar powrócić do szczytnej tradycji rodzinnej i w tym roku sama zrobię "słoiki". Aktualnie czekam na jak najtańsze truskawki. Koleżanka ostatnio pod wieczór widziała nawet po 3,50 za kg, a to już rewelacyjna cena. Niestety ja takich nie widziałam :( ale ambitnie szukam :) Przy okazji buszując po G+ znalazłam stronę sklepu, w którym ostatnio zamawiałam świetne kolczyki i wisiorki. Bardzo lubię ręcznie wykonane ozdoby.

Dyskusja z gimnazjalistką

Ostatnio rozmawiałam z pewną gimnazjalistką, która ma bardzo racjonalne i rzeczowe podejście do życia, przez co ma problemy ze zrozumieniem różnych stylów pisarskich. Jej zdaniem jeśli fakt jest taki: "wyszłam na dwór, wiał wiatr i zepsuł mi fryzurę", to tak to należy powiedzieć/napisać i koniec. Rozważałyśmy więc inne możliwe zapisy tego zdania, bawiąc się przy tym nieźle:) Wyszło nam m.in. coś takiego: 1. wersja romantyczna: "wyszłam z mojej oazy spokoju i okazało się, że na zewnątrz panuje zawierucha, która rozrzuciła moje włosy pozostawiając je w nieładzie", 2. wersja mistycznie-romantyczna: "wyszłam na łono przyrody, a na ten widok anioł zatrzepotał skrzydłami rozwiewając moje włosy niczym gałązki wierzbowe", 3. wersja podróżniczo-przyrodniczo-przygodowa: "wyszłam z domu kierując się na północny wschód, niestety akurat tego dnia wiał dość silny wiatr zachodni niosąc ze sobą deszczowe chmury, unosząc tumany kurzu i szalejąc w moich włosach",