Jak ten czas leci...

Dziś z przerażeniem stwierdziłam, że "uciekł" mi gdzieś prawie miesiąc, bo okazało się, że tyle czasu już nic nie pisałam. Ale cóż, najpierw było zamieszanie z końcem roku szkolnego, później z początkiem wakacji i "lokowaniem" dzieciaków nie tylko osobistych, ale generalnie rodzinnych :)


Później trzeba było zrobić porządek z podręcznikami, który nadal trwa. Bo niestety ja jestem "starej daty". Wychowano mnie w kulcie książek i absolutnym zakazie ich niszczenia. O wyrzucaniu w ogóle nie wspomnę. Zawsze miałam podręczniki używane, zawsze o nie dbałam i później dalej sprzedawałam. A tu wprowadzono "reformę" oświaty i jak to z reformami u nas bywa, wyszła kicha, bo np. moje osobiste dziecko "leci" nową podstawą programową i wszystkie książki musi mieć nowe (i nieważne, że części na rynku jeszcze nie ma, zmienią okładkę, kolejność ćwiczeń, jedno zadanie usuną, jedno dodadzą i otrzymamy finalny produkt - podręcznik do nowej podstawy programowej - czytaj: naciągniemy rodziców na większą kasę). Ech, tak czy inaczej sprzedaję książki siostry, która chciała je zarchiwizować, ale wybiłam jej to z głowy. I tak nie będzie do nich sięgać, bo nigdy nie ma na to czasu, a jak sprzeda stare, będzie miała kasę na nowe, to znaczy do następnej klasy. No więc bawię się jeszcze z tymi książkami, bo sprzedaję je przez internet więc każdą stronę muszę przejrzeć i jeśli ma jakąś "usterkę", to ją opisać, notatki ołówkiem wymazać, itd. Sama też czasem kupuję używane książki i denerwują mnie opisy w stylu "stan dobry", bo niby co to oznacza. Zdarzyło mi się dostać książkę w stanie dobrym, która była tak zniszczona, że czytać mi się jej nie chciało, bo aż nieprzyjemne to było. Dlatego też opisuję wszystko dokładnie, a dziewczę sobie wypoczywa u rodziny :) Niektórzy to się potrafią ustawić ;) Chyba dla odprężenia później sobie wyskoczę do aquaparku. Trzeba by trochę rozprostować kręgosłup i może jeszcze posiedzieć chwilę w saunie... Co dziwne, kiedyś jej nie znosiłam. Kojarzyła mi się z gorącem, od którego dostawałam okrutnie czerwonej twarzy, przepoconymi ludźmi i nieprzyjemnymi prysznicami po wyjściu. Ostatnio chodzę do takiej, w której zamiast potu unoszą się piękne zapachy do sauny, do fińskiej (sucha mi nie służy), skóra nie robi mi się już  taka czerwona, lepiej wchłaniają się po niej specyfiki do pielęgnacji ciała i fajnie się później pływa w chłodnej wodzie.


 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Branie na litość

Pomiędzy wolnymi

Dni świąteczne