Posty

***

Uśmiałam się właśnie usłyszawszy w radio wiadomość, że jakiś tam ekspert zamieścił na swoim blogu spostrzeżenie, że w posłaniu 6-latków do szkoły celem jest szybsze wypchnięcie ich na rynek pracy. Też mi odkrycie. Jak widać po moim wcześniejszym poście też tak uważam :) I zapewne nie dokonałam żadnego wiekopomnego odkrycia, bo nie trzeba być specjalistą, żeby o tym wiedzieć. I tylko dzieci żal... A tymczasem pogoda znów się popsuła. Oby tylko natura po odebraniu wiosny nie chciała jeszcze zabrać nam jesieni, z piękną słoneczną pogodą, spadającym liśćmi, szeleszczącymi pod nogami, grzybami i najlepszymi świeżymi owocami i warzywami.

6-latki do szkoły

Dziś serwuje się nam papkę jak to fajnie posłać 6-latka do szkoły, jak to się dzieci cieszą, świetnie rozwijają, itd. Programy informacyjne w dechę, PRL się przypomina. Rozumiem, że cele tej "reformy" są trzy: 1. ograniczyć problem niemożności posłania dziecka do przedszkola (bo przedszkola pełne), 2. wysłać do pracy matki, które wolą zostać z dzieckiem w domu dopóki nie pójdzie do szkoły, 3. szybciej wysłać dziecko do pracy, żeby zaczęło płacić podatki i składki na nasz wspaniały wszystko-przeżerający ZUS. No nie wiem, może niektóre dzieci są tak żądne wiedzy i spokojne, że potrafią przebrnąć przez pierwszą klasę w wieku 6 lat i nie zniechęcić się do szkoły. Moje dziecko do takich spokojniaków nie należy i nawet w wieku 7 lat miało problemy ze skupieniem uwagi. Pierwsze dwa lata to była dla niego droga przez mękę. I idę o zakład, że dla wielu dzieci. A gdyby miał chodzić rok wcześniej... Masakra. Moim zdaniem, bilansując tę reformę za kilka lat, okaże się to wielką pomyłką,

Jak ten czas leci...

Dziś z przerażeniem stwierdziłam, że "uciekł" mi gdzieś prawie miesiąc, bo okazało się, że tyle czasu już nic nie pisałam. Ale cóż, najpierw było zamieszanie z końcem roku szkolnego, później z początkiem wakacji i "lokowaniem" dzieciaków nie tylko osobistych, ale generalnie rodzinnych :) Później trzeba było zrobić porządek z podręcznikami, który nadal trwa. Bo niestety ja jestem "starej daty". Wychowano mnie w kulcie książek i absolutnym zakazie ich niszczenia. O wyrzucaniu w ogóle nie wspomnę. Zawsze miałam podręczniki używane, zawsze o nie dbałam i później dalej sprzedawałam. A tu wprowadzono "reformę" oświaty i jak to z reformami u nas bywa, wyszła kicha, bo np. moje osobiste dziecko "leci" nową podstawą programową i wszystkie książki musi mieć nowe (i nieważne, że części na rynku jeszcze nie ma, zmienią okładkę, kolejność ćwiczeń, jedno zadanie usuną, jedno dodadzą i otrzymamy finalny produkt - podręcznik do nowej podstawy programow

Dżemy i ogórki własnej roboty

W tym roku mam ambitny plan zrobić swoje dżemiki i ogórki, no może jeszcze grzybki. W tym celu od dłuższego czasu gromadzę słoiki, ku rozpaczy mojej drugiej połówki, której niezbyt podobają się szafki wypchane pustymi słoikami. Ale trudno, piwnicy nie mamy, a mi się nie uśmiecha dźwigać co chwilę naszych ulubionych dżemów truskawkowych i ogórków. A zatem mam zamiar powrócić do szczytnej tradycji rodzinnej i w tym roku sama zrobię "słoiki". Aktualnie czekam na jak najtańsze truskawki. Koleżanka ostatnio pod wieczór widziała nawet po 3,50 za kg, a to już rewelacyjna cena. Niestety ja takich nie widziałam :( ale ambitnie szukam :) Przy okazji buszując po G+ znalazłam stronę sklepu, w którym ostatnio zamawiałam świetne kolczyki i wisiorki. Bardzo lubię ręcznie wykonane ozdoby.

Dyskusja z gimnazjalistką

Ostatnio rozmawiałam z pewną gimnazjalistką, która ma bardzo racjonalne i rzeczowe podejście do życia, przez co ma problemy ze zrozumieniem różnych stylów pisarskich. Jej zdaniem jeśli fakt jest taki: "wyszłam na dwór, wiał wiatr i zepsuł mi fryzurę", to tak to należy powiedzieć/napisać i koniec. Rozważałyśmy więc inne możliwe zapisy tego zdania, bawiąc się przy tym nieźle:) Wyszło nam m.in. coś takiego: 1. wersja romantyczna: "wyszłam z mojej oazy spokoju i okazało się, że na zewnątrz panuje zawierucha, która rozrzuciła moje włosy pozostawiając je w nieładzie", 2. wersja mistycznie-romantyczna: "wyszłam na łono przyrody, a na ten widok anioł zatrzepotał skrzydłami rozwiewając moje włosy niczym gałązki wierzbowe", 3. wersja podróżniczo-przyrodniczo-przygodowa: "wyszłam z domu kierując się na północny wschód, niestety akurat tego dnia wiał dość silny wiatr zachodni niosąc ze sobą deszczowe chmury, unosząc tumany kurzu i szalejąc w moich włosach",

Powiało optymizmem

... bo przestało padać, to raz; ... bo dziś truskawki po 8 zł/kg, a w zeszłym tygodniu tyle trzeba był zapłacić za 1/2 kg, to dwa; ... bo D. jutro wraca, to trzy :) I wystarczy.

Kolejny długi majowy weekend

... i kolejny z gastronomiczną pogodą. Ech, a może by tak na przekór pogodzie wybrać się gdzieś, sprawić dziecku niespodziankę z okazji Dnia Dziecka zamiast kolejnych zabawek i gadżetów... I jak słyszę mamy kolejną aferę mięsną. Aż się niedobrze człowiekowi robi, co może jeść. Niby mięcho potrzebne i smaczne, ale mam coraz większą ochotę na zostanie wegetarianką.